sobota, 15 listopada 2014

Bourjois i Rossmann

Bourjois Rouge Edition Velvet - nareszcie ze mną!!!

Pomadki z matowym wykończeniem.



Pomadki, które są dla mnie wręcz kultowe i od dawna chciałam je mieć już w swojej kolekcji.
Dowiedziałam się o nich dzięki kanałowi maxineczki, która wielokrotnie je zachwalała i wykorzystywała do stworzenia swoich cudnych makijaży. Kanał jak najbardziej godny polecenia. Ja często tam zaglądam ;)

Kosmetyki Bourjois oceniam jako bardzo dobre. Do moich ulubieńców należą błyszczyki tej firmy, które są ze mną już kawał czasu i wciąż nie zeszły z piedestału, więc postanowiłam zawierzyć pochlebnym opinią na temat w/w pomadek i z ogromną radością wybrałam się dziś do Rossmanna, w którym to trwa jeszcze super promocja na kosmetyki do makijażu.

Postawiłam na dość bezpieczne kolory, czyli 04 Peach Club i 07 Nude-ist

(Nie za dobrze czuję się w bardzo wyrazistych odcieniach różu lub czerwieni. W makijażu najczęściej podkreślam oczy, a ładnie umalowane usta uważam za tło i dodatek do mojego spojrzenia...)




Pierwsze wrażenie: Konsystencja niezwykle delikatna, bardzo łatwa w aplikacji (pomadki mają gąbczaste pędzelki). Kolory mocno napigmentowane, żywe, soczyste. Niewielka ilość produktu wystarcza na całe usta, więc powinny okazać się wydajne. Nie czuć ich na ustach, są bardzo lekkie, przyjemne, wręcz jedwabiste.

Pomadki kupiłam przy okazji promocji Rossmanna, a może przy okazji to złe sformułowanie... Raczej to promocja wręcz skusiła mnie, żeby w końcu w nie zainwestować.
Cena regularna to ok. 50zł, w promocji 1+1 drugą dostałam gratis (albo jedna kosztowała mnie 25zł, jak kto woli). Promocja jest na prawdę godna polecenia, jeżeli "chodzi" za Wami jakiś specyfik do makijażu to warto się jeszcze przejść do Rossa i kupić go podwójnie lub zainwestować w Waszych ulubieńców, którzy przydadzą się na zapas.


Promocja trwa jeszcze tylko przez 4 dni!


sobota, 8 listopada 2014

Deszczowa sobota...

Mój sposób na dzisiejszą pluchę za oknem to wycieczka do Ikei oraz nadrobienie domowych i internetowych zaległości. Na koniec jeszcze dobra książka i ulubiony program TV! Tak mniej więcej zapowiadał się mój wolny dzień i początek długiego weekendu, a co z tego udało mi się zrealizować? O tym słów kilka w dalszej części postu...

Na początek jednak zaległości kosmetyczne:

Kolejne zauroczenia, czy związek na dłużej?

L'Oreal Paris - Collagen 30+, kolagenowy krem na noc.
Wybór zupełnie niespodziewany. Po zużyciu Esencji Młodości od Bielendy, miałam lekki niedosyt i marzył mi się nieco lepszy produkt. Nie miałam czasu zasięgnąć opinii i poczytać recenzji, do drogerii udałam się "na ślepo". Myślałam o zakupie Tołpy lub przetestowanej już wcześniej Mixy, a tu na półeczce obok stał właśnie ten krem... Wyglądał na tyle przekonująco, że skusiłam się mimo tego, że kiedyś miałam do czynienia z Nutri Gold od L'Oreal i tamten krem był dla mnie przereklamowany, o bardzo przeciętnej jakości względem ówczesnej dość wygórowanej ceny. Collagen+ odbudował jednak moje zaufanie do tej marki ;) Zacznę od tego, że kupiłam 50ml za 24 zł, co nie nadwyrężyło zbyt mocno i przede wszystkim niepotrzebnie mojego portfela. Zakup okazał się strzałem w 10! Krem ma idealną dla mnie konsystencję, dość rzadką, ale jeszcze nie wodnistą (jak np. kremy Sorayi), bardzo podobną z resztą do Esencji Młodości od Bielendy. Kolor jest standardowy - biały, o lekkim dość neutralnym zapachu. Na duży plus zasługuje opakowanie - tradycyjny słoiczek, nie bublowaty plastyk lub tubka. Kremik dobrze się wchłania, ale jest to wersja na noc, więc rano czuję na twarzy delikatny filtr. W zasadzie nie mam do niego żadnych zastrzeżeń... W porównaniu z Bielendą wypadł lepiej, więc jestem ogromnie zadowolona. Nie czułam żadnego ściągnięcia skóry. Co mnie nie pokoi, to fakt, że na chwilę obecną jest on już niedostępny w drogeriach Natura! Nie znalazłam go także w Rossmanie. W przypływie lekkiej paniki kupiłam ostatni wyprzedażowy słoiczek, ale w wersji NA DZIEŃ, który czeka na razie w zapasie. Myślę, że cena jak na markę L'Oreal okazała się bardzo atrakcyjna i krem po prostu zniknął z półek w mgnieniu oka... Dajcie znać, jeżeli pojawi się u Was.


Garnier, NEO, Shower Clean, Antyperspirant w suchym kremie.
Zastanawiam się czy poniekąd nie jest to tylko dobry chwyt marketingowy, gdyż konsystencja jest bardzo podobna do tych, które znaleźć możemy w tradycyjnych sztyftach, jednak na pewno ten antyperspirant jest dobry. Kiedy znalazłam go w zapowiedziach firmy Garnier już zaplanowałam jego zakup, a niedawno trafiłam na niego przypadkiem, bo oczywiście o premierze zapomniałam... Innowacja tego kosmetyku tkwi przede wszystkim w tym, że produkt zamknięty jest w stojącej tubce, co z resztą moim zdaniem ładnie wygląda, jest poręczne i dobrze prezentuje się na łazienkowej półeczce ;) Co do samej konsystencji to na pewno nie osypuje się, szybko się wchłania i nie podrażnia. Produkt po prostu wyciskamy z tubki, ale na jedno użycie wystarcza na prawdę znikoma ilość. Mam nadzieję, że okaże się wydajny, gdyż cena w porównaniu do innych antyperspirantów tego typu firm jest wyższa. Ja swój kupiłam za 13-14 zł. Dzisiaj widziałam go za 10-11, jednak w przedziale 6-10 zł możemy mieć duży spray od Rexony, Dove lub Fa, który też z powodzeniem nas ochroni. Producent pisze o 48 godzinnej ochronie, ale tego nie mogę potwierdzić. Używam go co drugi dzień, jednak w międzyczasie korzystam także z Fa Sport. Na duży plus zasługuje na pewno stan mojej skóry pod pachami. Garnier Neo na pewno jest produktem delikatnym i nie podrażniającym o właściwościach pielęgnacyjnych.



Wracając do tematu leniwej soboty...
Udałam się z misją do Ikei, z zamiarem kupienia jakiejś fajnej, optymistycznej pościeli, jednak wybór okazał się dość skromny i ten zakup niestety dziś mi się nie udał. Za to znalazłam kilka ciekawych mebli oraz interesujących bibelotów, które na pewno wkrótce także zagoszczą w moich skromnych progach, bowiem przeprowadzka do nowego domu zbliża się coraz większymi krokami. Mimo tego, że jeszcze brak w nim wykończeń ścian i podłóg, musiała już dziś skusić się na coś, co później przystroi mój parapet ;)



Mój dzisiejszy łup to mini szklarnia ;) Ma ona zapewnić dobre warunki wzrostu nasion i roślin w warunkach domowych, jednak w moim przekonaniu jest to przede wszystkim element dekoracyjny, który możemy wykorzystać również do przechowywania różnego rodzaju bibelotów lub pamiątek. Co prawda ja rzeczywiście mam zamiar trzymać w niej roślinki, ale ludzka fantazja nie zna granic i równie dobrze widzę w niej chociażby fantastyczną kolekcję świec zapachowych.



Na koniec polecane przeze mnie książki, do których lektury gorąco Was namawiam!


1. "Dobra dziewczyna. Morderstwa na Ostermalmie" L.B. Lundholm - Tytuł mówi sam za siebie. Określiłabym tą książkę jako wpisującą się w klasykę gatunku. Mamy tu wręcz wzorcowe morderstwo i tradycyjne śledztwo. Jest coś jednak w tej prostocie, co mnie osobiście ujęło i za pewne chodzi o nieprzekombinowaną fabułę i realistyczne podejście do sprawy. Poza tym ciekawe, nieszablonowe postacie.
2. "Wyścig z czasem" K. Ohlsson - Chociaż jest to kontynuacja serii to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Muszę przyznać, że się wciągnęłam mimo, że sprawa toczy się na arenie politycznej. Mamy groźby zamachów bombowych zarówno na lądzie, jak i w powietrzu. Główni bohaterowie to postacie z rządu Szwecji i USA. Gratka dla osób lubiących polityczny klimat.
3. "Pożądanie mieszka w szafie" P. Adamczyk - Na razie do niej nie zajrzałam, dopiero dziś zagościła na moje półce. Recenzje są dość pochlebne i zapowiada się spora dawka humoru. Książka wyszła spod pióra aktora Piotra Adamczyka i jestem ogromnie ciekawa, co też on mógł napisać... Podobno znajdziemy w niej sporo na temat powszechnej dziś codzienności wielu z Nas (np. samotność w dużym mieście, komercja i konsumpcjonizm, rozprzestrzeniająca się tabloidyzacja, szczypta erotyki i przygodnego seksu). Myślę, że może być ciekawie, a że potrzebuję odrobiny odskoku od "poważnych" spraw, to już ostrze sobie zęby na tą lekturę.



A takie to motyle udało mi się jeszcze dziś zobaczyć w związku z "wystawą" Rozwój Motyli... Niezwykle piękne stworzenia, które dopiero z bliska można na prawdę popodziwiać ;)